Od kilku lat trwają starania, by zrezygnować z przestawiania zegarków dwa razy w roku. Zmiana czasu to iluzoryczna oszczędność energii, a powoduje za to niedogodności i wpływa na zdrowie mieszkańców. Mimo tej wiedzy, niewiele się zmienia. W nocy z soboty na niedzielę 28 marca tego roku znów przestawimy zegarki do przodu. Będziemy spali o godzinę krócej. Czy to ma sens?
Skąd się wzięła zmiana czasu?
Zmiana czasu dokonała się po raz pierwszy ponad sto lat temu. W trakcie I wojny światowej Niemcy przestawiły zegarki o godzinę do przodu. Ruch ten pozwolił na oszczędność węgla do produkcji prądu. Pomysł nie był zresztą nowy, wcześniej już mówiono o tym w Anglii. Decyzję pierwszego kraju szybko powielono w innych państwach. W latach 70. na stałe zmiana czasu weszła już na do polityk i dzisiaj jest stosowana w ponad 70 krajach na świecie.
Pierwsze ujednolicenie przepisów dotyczących czasu letniego na terenie Unii Europejskiej miało miejsce w 1980 roku, kiedy wprowadzono wspólną datę przesunięcia zegarów ze względu na wspólny rynek – wcześniej daty zmian czasu nie pokrywały się.
Polska, podobnie jak cała Unia Europejska, zmienia czas dwa razy w roku – w ostatnią niedzielę marca i ostatnią niedzielę października. Czy w tym roku po raz ostatni przestawimy zegarki?
Europejczycy mają dość
W Polsce więc zmianę czasu mieliśmy na długo przed wejściem do Unii Europejskiej. A od kiedy jesteśmy w UE obowiązuje nas dyrektywa sprzed 20 lat (2000/84/WE). Trzy lata temu postanowiono tę dyrektywę zmienić. To dlatego, że badania opinii publicznej wykazały ogromną przewagę zwolenników rezygnacji z przestawiania zegarków. Jako główny powód wskazano kwestie zdrowotne, a na drugim miejscu – brak oszczędności energii.
Oszczędność energii teraz tak naprawdę nie występuje. Różne badania przeprowadzone w krajach europejskich oceniły, że zmiana czasu na letni czyli wcześniejsze wstawanie, przynosi oszczędności mniej niż pół procenta energii elektrycznej. Na południu Europy jest to więcej i tam można wymiernie podliczyć, ile milionów euro zaoszczędzają mieszkańcy, firmy i administracja na rachunkach za energię.
Gdzie ta oszczędność energii?
Rzeczywiście, przestawienie zegarków wpływa na przebieg zapotrzebowania na prąd: zimą skraca czas trwania wieczornego szczytu zużycia energii. Tylko że podczas zmiany wiosennej wykonujemy ruch wskazówek dokładnie przeciwny. A też latem szczyt zapotrzebowania na prąd nie powoduje oświetlenie, tylko chłodzenie się w ciągu dnia klimatyzacją.
W skali roku sama zmiana czasu nie ma wpływu na istotne oszczędności w naszych rachunkach. Różnice pomiędzy zużyciem energii elektrycznej zimą i latem stają się coraz mniejsze.
Jest wola i ochota, brak decyzji
Parlament Europejski dwa lata temu zagłosował za zmianą dyrektywy. Zgodnie z tym projektem, ostatnia zmiana czasu miałaby miejsce w tym roku. Państwa mogłyby zachować czas letni, albo – jeśli zdecydują się na czas zimowy, to przestawią zegary w ostatnią niedzielę października 2021 roku. Skoro jedni wolą letni, a inni – zimowy. Tyle założenia.
Czytaj więcej: Zmniejsz zużycie energii. Kilka drobnych rad
Teraz decyzja jest po stronie Rady Europejskiej, czyli państw. Tu pojawiają wątpliwości, jak to wpłynie na gospodarkę, a zwłaszcza na sektor telekomunikacyjny i elektroniczny. Władze państw uświadamiają sobie też, że dobrze by było mieć czas taki, jak sąsiedzi. Inaczej wprowadzenie różnych stref czasowych w krajach UE może mocno skomplikować nam życie.