Życie pod Warszawą stawia nowe wyzwania, na przykład: czym napalić w kominku. Im większy dom, tym większa rozterka i tym chętniej sięga się po węgiel. Brrr.
Takiego mam sąsiada. Wielki dom i równie wielki garaż, a w nim dwa czarne, przechodzone BMW. Posesja obetonowana murem, aż dziw, że nie krzyczy zza muru wielki, złowrogi pies. Właściciela właściwie nie uświadczysz.
Bo ten sąsiad cały czas siedzi w domu i dymi. Dymi bo pali. Nie jakieś tam śmieci, nie czarny, gryzący w nos węgiel. On spala nowoczesny, tani i niepozorny węgielek, który wypuszcza szary dym i zalatuje popiołem. Tak powiedział strażnik miejski, który nieraz musiał sprawdzać, czym się ludzie trują ogrzewając domy.
- I nic na to nie poradzimy. Gdyby rada gminy ustaliła zakaz spalania węgla, to moglibyśmy interweniować, a tak – nic.
- To można taki zakaz wprowadzić?
- Oczywiście! – oburzył się strażnik.
- Słyszałam, że Kraków zakazał spalania węgla, ale nie wiedziałam o innych miejscowościach.
- Wiele gmin przyjęło takie uchwały.
Mój drugi sąsiad zaproponował, by właściciela „pałacu“ i czarnych BMW wyposażyć w filtry albo kupić mu nowy, gazowy piec. Pan Jacek z kolei opowiedział historię o swoim sąsiedzie, który pali w kominku tym, co znajdzie. A ponieważ ma dom parterowy a pan Jacek – piętrowy, to dym sąsiada trafia prosto w okna jego sypialni. Czyli może być jeszcze gorzej :(
A ja upieram się, że zakaz spalania węgla to dobra rzecz. Można też wprowadzić taki zapis w miejscowym planie zagospodarowania przestrzennego. Skoro ludzi stać na wybudowanie/kupienie wielkiego domu i stajni dla fur to chyba stać ich na ekologiczne ciepło?