Nie oszukujmy się – auta elektryczne nie rozwiążą problemu narastających emisji i zanieczyszczeń z transportu. Co prawda emitują mniej zanieczyszczeń, są ciche i wymagają mniej części zamiennych i usług serwisowych, a za kilka lat cenowo będą konkurencyjne do samochodów z silnikiem spalinowym, ale długo jeszcze nie zastąpią popularnych modeli diesla. Zwłaszcza tych używanych.
Gdy zamiast potworów z silnikiem spalinowym przed domem stanie ładowany z gniazdka – mały czy duży – potwór elektryczny, zamienimy jeden problem na drugi. Tłok na ulicach, narastające problemy z przestrzenią, rosnąca produkcja przemysłu i jego zapotrzebowanie na surowce. To tylko niektóre uboczne skutki masowego kupowania samochodów.
W rzeczywistości rewolucja w transporcie pójdzie znacznie głębiej, nastąpi zmiana korzystania z aut – pojawi się więcej przejazdów współdzielonych (carsharing już u nas staje się popularną usługą), a potem rozwiną się auta autonomiczne. To nie bzdura. To przyszłość wskazywana w scenariuszach między innymi przez brytyjski koncern paliwowy BP (Energy Outlook 2018).
Podróże staną się popularniejsze
Przede wszystkim wzrośnie liczba podróży. Wraz z bogaceniem się społeczeństw coraz więcej osób stać będzie na wyjazdy – dalekie i bliskie. BP przewiduje, że liczba przewozów (pasażerów i dóbr) do 2040 roku podwoi się, liczba samochodów osobowych na ulicach zwiększy się do 2 mld, z czego tylko 300 mln będą stanowiły elektryki. Dla porównania – teraz jest ich ok. 3 mln. BP nazwało swój scenariusz Evolving Transition – ET, opierając go na dotychczasowych politykach państw. W tej projekcji ropa pozostanie w użyciu na poziomie niewiele mniejszym od teraźniejszego.
Są jednak i optymistyczne przewidywania. Choć samochody elektryczne będą odpowiadały za ok. 15 proc. światowej floty, to ich rola w transporcie będzie dwa razy większa – zgarną ok. 30 proc. przewozów. Koszt przejechania elektrykiem jest bardzo niski, będą więc te auta intensywniej wykorzystywane, współdzielone, a po 2020 roku, gdy pojawią się autonomiczne pojazdy, koszty podróży spadną jeszcze bardziej.
Tak więc elektryczne samochody: tak, ale zmieńmy też sposób ich wykorzystywania.
Styl życia bardziej eko
Uniwersytet Oksfordzki wydał niedawno ciekawą publikację na temat znaczenia stylu życia i oszczędzania energii. W skrócie: zmiana stylu życia może mieć podobny efekt dla zmniejszenia emisji, jak zastąpienie pojazdów spalinowych elektrycznymi. Krótsze podróże samochodem, więcej spacerów, więcej wspólnego korzystania z pojazdów i z niskoemisyjnego transportu publicznego – to właśnie zaleca autor, który przygotował studium na przykładzie Szkocji.
Według uczonych z Oksfordu, dzięki połączeniu strategii radykalnej zmiany stylu życia, wysokiej elektryfikacji transportu oraz odchodzenia od aut zasilanych benzyną i olejem napędowym uda się osiągnąć cele konieczne do ochrony klimatu. Szkocja chce do 2050 r. ściąć emisje CO2 o 80 proc.
Tak więc, jeśli rzeczywiście polski rząd na serio myśli, by wzorem bogatszych państw dopłacać 25 tys. zł do zakupu nowego elektryka, to też niech wspiera i nagradza zmianę stylu życia, poprzez większe dopłaty do transportu publicznego, rozwijanie połączeń kolejowych i autobusowych, nie tylko w miastach ale i na wsiach oraz inwestycje w car sharing. Niech pieniądze pójdą na technologie wodorowe, stacje ładowania CNG, ścieżki rowerowe.
Gdybyśmy zaczęli mniej używać samochodów – to nie byłaby utopia, tylko wyjście poza obecną strefę komfortu. W zamian zyskalibyśmy znacznie więcej – komfort życia w czystszym środowisku i oszczędność we własnej kieszeni.
Czytaj także: Zakaz wjazdu brudnych pojazdów