Poznałam niedawno osobę, która pracowała przy budowie pierwszej, niedoszłej polskiej elektrowni atomowej w Żarnowcu. Opowiedziała mi ciekawą historię o tamtych czasach.
Opowieści z pierwszej ręki o czasach PRL stają się niemal legendarne. Tak, jak moja córka z wypiekami na twarzy słucha moich wspomnień o braku ubrań, butów i książek, tak ja niedawno słuchałam opowieści o Żarnowcu. O marzeniach zbudowania wielkiej, własnej elektrowni atomowej i o upadku tego planu.
- To przez Czarnobyl – wtrąciłam, pewna, że to właśnie katastroficzny wypadek w Czarnobylu zatrzymał inwestycje w energetykę jądrową na wiele lat w całej Europie.
- A skąd. Zabrakło funduszy. Czarnobyl był nam na rękę, bo plan zaczął się sypać i trzeba było inwestycję zamknąć. A protesty mieszkańców tylko temu sprzyjały.
- I co było dalej?
- Nic, inwestycje powoli rozebrano. Za wybudowanie kolei do Żarnowca dostałem odznaczenie od pomorskiego wojewody, a teraz tej kolei już nie ma. Rozebrana.
- Szkoda, mogłaby się przydać, bo może w Żarnowcu postawią nową elektrownię atomową.
Mój rozmówca pokiwał głową. Najwyraźniej nowa elektrownia już go tak nie obchodziła, jak inwestycja sprzed 30 lat.
- Najśmieszniejsze jest to, że wójt przywieziony wtedy „z partyjnej teczki“, nadal tam rządzi i gmina jest bardzo z niego zadowolona. Proszę sobie wyobrazić, że w tej gminie w tamtych czasach każdy miał telefon.
- Niemożliwe – powiedziałam autentycznie zdziwiona.
Gadaliśmy dosyć długo, wspominając to i owo. Moje dzieci nie zrozumiałyby pewnie nic z tej opowieści o partyjnych nadaniach i cud – telefonach. Ale przed nami plany wybudowania nowej elektrowni atomowej i nowa fala wyjątkowych inwestycji na Pomorzu. Jestem pewna, że będą potem przekazywane o nich legendarne opowieści.