Taki obraz Polski wyłania się z analizy Agencji Reutera. Ani gaz łupkowy, ani atom nie dadzą nam tyle taniej energii co węgiel brunatny – bardzo zanieczyszczony ale jakże tani.
Z zainteresowaniem przeczytałam ten artykuł. Nie owijając w bawełnę autorzy tłumaczą, dlaczego w Polsce spalany jest węgiel brunatny, choć jest najbardziej brudnym paliwem a jego wydajność wynosi tylko 25–35 proc.
Po pierwsze jest bardzo tani. 1 gigadżul energii z węgla brunatnego kosztuje 6,5 zł, z węgla kamiennego – 10–11 zł, z gazu – kilka razy drożej.
Po drugie: węgla brunatnego jest w Polsce w bród, czego nie można powiedzieć o gazie łupkowym. Pierwsze optymistyczne szacunki naszych zasobów łupkowych zostały obcięte ostatnio o 90 proc. Zagraniczni inwestorzy zaczęli się wycofywać.
Poza tym, my Polacy nie boimy się kopalni odkrywkowych, bo już w kilku miejscach one są i świetnie działają.
Ja osobiście widziałam tylko jedną taką kopalnię niedaleko Kleczewa i budziła ona we mnie strach. Ogromna dziura w ziemi. Ale mieszkańcom okolicznych miejscowości ta dziura nie przeszkadzała. Wręcz przeciwnie, byli nawet z niej dumni i pokazywali jako atrakcję.
Problemy zaczęły się, gdy trochę dalej, niedaleko jeziora Gopło, zaplanowano budowę kolejnej odkrywki. Gmina Kruszwica złożyła skargę do Komisji Europejskiej, mieszkańcy zaczęli protestować. Podobne protesty pojawiły się w przypadku planowanej kopalni odkrywkowej niedaleko Krobii w Wielkopolsce. A przeciwko eksploatacji złoża „Legnica“ w referendum opowiedziało się 95 proc. uczestników.
Według Agencji Reutera, jeśli Polska postawi na węgiel brunatny, to narazi się na kary Komisji Europejskiej za zbyt małą redukcję emisji CO2. Nie zgadzam się z tym. Jako biedny kraj zużywamy wciąż mało energii i nasze zasługi w zmniejszaniu emisji CO2 są nadal lepsze niż krajów bogatych. Moim zdaniem, jeśli coś ma zatrzymać rozwój energetyki opartej na węglu brunatnym, to właśnie mieszkańcy. I już wiem, dlaczego Greenpeace straszy nas bilbordami o brudnym węglu PGE.