Co jakiś czas pęka bańka spekulacyjna, a to internet, a to nieruchomości… Pompuje się w coś pieniądze, a gdy okazuje się to bez wartości, następuje wielkie BUM – przecena. Czy następną bańką będzie gaz łupkowy?
Gaz łupkowy to taki nasz skarb, który jest, ale jeszcze go nie ma. Znajduje się głęboko pod ziemią, między łupkami (stąd nazwa) i jego wydobycie nie jest proste, ale jak już się zacznie, to ceny gazu polecą w dół i wtedy Gazpromowi nie będzie do śmiechu. Wszyscy czekamy na ten tani gaz. Nic więc dziwnego, że w łupki inwestują polskie i zagraniczne koncerny. Ale jak to w Polsce bywa, biurokracja + żmudne poszukiwania + biurokracja +brak prawa + biurokracja sprawiają, że na razie łupkowe odwierty nie przynoszą nam gazowego eldorado.
Może to i dobrze? W Stanach Zjednoczonych, gdzie gaz łupkowy odpowiada aż za 40 proc. nowych źródeł gazu, zaczyna się przebąkiwać o bańce spekulacyjnej. W wydobycie gazu z łupków miliardy inwestują koncerny energetyczne wspierane przez te same banki, które wcześniej pompowały kasę w rynek nieruchomości. Skończyło się wielką przecenią domów i mieszkań i bankructwami funduszy inwestycyjnych. Tak samo nakręcana jest wartość spółek inwestujących w łupki.
W 2011 roku w transakcje finansowe dotyczące fuzji i przejęć spółek z branży łupkowej zainwestowano na Wall Street 46 miliardów dolarów – oblicza Deborah Rogers, była finansistka, a obecnie ekolożka. Wyniki spółek tymczasem rozczarowują. Od grudnia 2011 roku produkcja gazu z łupków nie rośnie. W dodatku, by utrzymać obecny poziom wydobycia tego gazu, trzeba by inwestować 42 miliardy dolarów rocznie – oblicza Post Carbon Institute, ekologiczna organizacja.
Ekolodzy uwielbiają czarne scenariusze, ale ich informacje warto czasami sprawdzić. Całe szczęście, u nas gorączka na punkcie gazu z łupków dotyczy tylko wąskiego grona inwestorów i kilku giełdowych spółek.