
Z Ludwiką Klejnowską z PAH rozmawiamy o kryzysie klimatycznym
Gdzie kryzys klimatyczny jest już bardzo widoczny?
Działamy w krajach, gdzie kryzys klimatyczny jest już bardzo widoczny i powoduje kryzysy humanitarne, na które staramy się odpowiedzieć. Najbardziej jest to widoczne w Somalii i Sudanie Południowym. To regiony regularnie nachodzone na zmianę przez susze i powodzie. Jest to wyniszczające dla lokalnej ludności, ponieważ nie pozwala jej na przykład na uprawę i zebranie plonów, gdyż podział pór roku na suchą i mokrą został zaburzony. W efekcie wiele osób nie ma jak pozyskiwać żywności. Do tego powodzie powodują okropne zniszczenia, jeśli chodzi o dobytek.
W Jemenie jest ogromny problem gorących temperatur i powodzi. w Iraku z dostępem do wody, a tu duży procent energii pochodzi z hydroelektrowni – to brak wody powoduje przerwy w dostawach prądu. To też punkt zapalny.
W najgorszych wypadkach ludzie zmuszeni są do opuszczania miejsc, w których mieszkają. To powoduje migracje?
Na trwające od lat kryzysy naturalne w Somalii i Sudanie Południowym nakładają się konflikty zbrojne. Ludzie uciekają z jednej strony przed powodzią, z drugiej – przed przemocą.
W Sudanie Południowym woda stoi od zeszłego czerwca, czyli prawie rok. Milion osób musiało opuścić swoje domy. To nie jest tak, że będą one na zawsze uchodźcami, ponieważ mają wolę, żeby wracać do swoich domów, ale to na ten moment nie jest możliwe. Woda zabrała cały ich dobytek: zwierzęta gospodarskie, plony, a do tego w ubiegłym roku mieli największą w historii plagę szarańczy. To, co udało się wyhodować, zostało zdziesiątkowane przez szarańczę, co także jest pokłosiem sprzyjającej dla owadów pogody. Rośnie temperatura Oceanu Indyjskiego, co powoduje gwałtowne opady i okropne powodzi
W jaki sposób PAH stara się odpowiadać na rosnące kryzysy?
Nasze działania mają na celu ratowanie ludzi – ich życia i zdrowia, poprzez zapewnienie dostępu do wody, żywności i schronień. Niesiemy pomoc humanitarną. Inne nasze działania skupiają się na adaptacji do zmieniających się warunków. W Somalii zbudowaliśmy np. śluzy wodne na rzekach, pozwalające nawadniać pola, a z drugiej strony utrzymujące poziom wody.
Budujecie też tamy paskowe, co to takiego?
Od kilku lat w Kenii realizujemy projekty finansowane przez program Polskiej pomocy Ministerstwa Spraw Zagranicznych, które mają na celu adaptację do trudnych warunków w związku z wysychaniem rzek sezonowych. Razem z mieszkańcami budujemy tamy piaskowe, które pozwalają gromadzić wodę w porze deszczowej, by następnie była dostępna w czasie pory suchej. Ponadto szkolimy lokalną społeczność z różnych technik uprawy z wykorzystaniem zgromadzonej wody.
Jak ważne są działania adaptacyjne?
We wszystkich krajach rozdajemy nasiona roślin odporne na bardziej wymagające warunki klimatyczne, by uprawy miały większe szanse na rozwój. Kolejną serią działań są systemy wczesnego ostrzegania, które pozwalają przewidzieć potencjalne zagrożenia i powiadomić o nich lokalną społeczność. Później, w ramach kooperatyw, ludzie są w stanie przygotować się do nadchodzącego kryzysu.
Jak działają lokalne władze? Czy są świadome zagrożeń wywołanych zmianami klimatu?
Są świadome, ale powstaje pytanie: jak dotrzeć z wiadomościami do ludzi? Np. w Somalii, gdzie bardzo ważnym środkiem komunikacji jest telefon komórkowy, można wysyłać ostrzegające SMS‑y, podobne do systemu w Polsce. Tu więc mogą to być ostrzegające SMS‑y, podobne do systemu w Polsce. W innych regionach jest to tworzenie „hubów informacyjnych“, które skupiają lokalnych liderów, którzy mogą te informację przekazać dalej. Chodzi również o współpracę z organizacjami humanitarnymi, by przygotować praktyczny plan działań.
Czy ogólna świadomość zmian klimatu jest duża?
Jest ona w tych społecznościach ogromna. Schematy, na bazie których społeczności funkcjonowały od pokoleń, są zaburzane i ludzie ci muszą odnaleźć się w nowych i wciąż zmieniających się warunkach. W Europie mówimy o przyszłości, o tym, co wydarzy się w 2030 roku czy 2050, a tam zmiany klimatu są już teraźniejszością. Ci ludzie wiedzą, że muszą działać. Jedynym ograniczeniem jest dla nich dostępność zasobów i tu widać rolę sektora humanitarnego i organizacji takich jak PAH.
Czy mieszkańcy podejmują jakieś działania?
Wszystkie nasze projekty prowadzimy we współpracy z lokalną społecznością, a nie obok niej. Przy większości projektów działamy z lokalnymi partnerami, np. przy tamach piaskowych większość działań wykonuje samodzielnie organizacja kenijska i sami mieszkańcy, a my ich wspieramy, przekazując środki i wiedzę. Świadomość zagrożeń, jakie niosą zmiany klimatu, jest wysoka. Mogę wspomnieć o przykładzie, gdzie w jednej ze szkół w Sudanie Południowym, którą PAH wspiera wraz z firmą Elektrolux, uczniowie sami z siebie założyli inicjatywę klimatyczną, w ramach której chcą posadzić setki drzew. Te dzieci mają świadomość, że muszą wziąć sprawy w swoje ręce.
W Afryce jest słabo rozwinięty dostęp do elektryczności, a z drugiej strony nie rozwijają się OZE, dlaczego?
Rzeczywiście, na przykład w Sudanie Południowym nie mogliśmy przenieść się na pracę zdalną, bo nie wszyscy pracownicy mają stały dostęp do prądu w domu. Tam, gdzie się da, staramy się wprowadzać zrównoważone rozwiązania, np. panele słoneczne do napędzania różnych systemów. Uczymy lokalną społeczność korzystać oszczędnie z zasobów drewna, np. tak obcinać gałęzie, by drzewo mogło dalej rosnąć. Pokazujemy, jak budować piece, które są dużo bardziej wydajne i potrzebują mniej opału. Za gotowanie i ocieplanie domu odpowiadają kobiety i dziewczynki, które zbierają drewno, co wiąże się z licznymi porwaniami i przemocą seksualną. Im mniej drewna potrzebują, tym rzadziej narażają się na zagrożenia.
Warto pamiętać, że emisje Afryki Subsaharyjskiej są minimalne w stosunku do tego, co emituje Globalna Północ i do skali, w jakiej zmiany klimatu objawiają się w tym obszarze. To jest 7 proc. światowych emisji, a przecież mieszka tu miliard ludzi. Główne emisje gazów cieplarnianych pochodzą z RPA.
Co mogą robić mieszkańcy bogatej północy?
To my ponosimy przede wszystkim odpowiedzialność za ten pogłębiający się kryzys. Tylko 20 krajów, w tym Polska, odpowiada za 80 proc. globalnych emisji. A najbardziej cierpią ci, których wpływ na emisje jest marginalny. Przede wszystkim musimy ograniczać emisje gazów cieplarnianych, by powstrzymać nadchodzącą katastrofę, największy wpływ mają decyzje systemowe, a więc powinnyśmy wywierać nacisk na decydentów. Ale też możemy wiele zdziałać na poziomie indywidualnym, poprzez ograniczanie konsumpcji czy bardziej odpowiedzialne wybory konsumenckie, co daje sygnał korporacjom, w dużej mierze odpowiedzialnym za emisje.
Z drugiej strony, musimy reagować na kryzys, który dzieje się już teraz, jak?
Poprzez wspieranie działań na przykład organizacji takich jak PAH.
PAH, oprócz Polski, działa w Somalii, Sudanie Południowym, Kenii, Ukrainie, Jemenie, Iraku, Libanie – są to kraje, w których trwają jedne z najbardziej palących kryzysów humanitarnych na świecie. PAH ma zespół do reagowania kryzysowego, jesteśmy gotowi w bardzo krótkim czasie, aby zmobilizować pomoc z naszej strony i wyjść z apelem do społeczeństwa polskiego o wsparcie działań, jak np. w przypadku wybuchu w Bejrucie.
To nie jest tylko gest solidarności, ale też leży w interesie nas wszystkich: troska o wspólną przyszłość. Gdy regiony Globalnego Południa przestaną się nadawać do życia, to czeka je migracja na ogromną skalę. Ci ludzie będą też szukali schronienia w krajach Globalnej Północy. Rachunek społeczny, ekonomiczny i czysto „ludzki” takich migracji będzie porażający.
Krysys klimatyczny jest coraz bliżej. Na własnych oczach doświadczamy zmian klimatu, które niosą za sobą poważne konsekwencje w postaci pożarów, suszy czy powodzi. Nie zatrzymamy go, jeżeli wszyscy nie zaczniemy działać na rzecz klimatu. Zmiany zaczynają się od zmian świadomości poszczególnych jednostek.