Nowy plan Ministerstwa Środowiska, to nakaz, by śmieci wyrzucać do CZTERECH pojemników. Przepisy mają się zmienić już od lipca tego roku. Takie rozporządzenie przygotowało ministerstwo, które dotąd zasłynęło głównie polowaniami na dziki, żubry i wycinką drzew.
Teoretycznie gminy mają pięć lat na dostosowanie się do przepisów, w praktyce – im wcześniej zaczniemy „dobrze“ segregować, tym zapłacimy mniej za śmieci.
- Jeżeli ktoś dobrze segreguje odpady gmina pozyskuje dobry surowiec, który później może sprzedać, a opłata za gospodarowanie odpadami powinna spadać – wyjaśnił wiceminister Sławomir Mazurek w wywiadzie dla Polskiej Agencji Prasowej.
Słowo dobrze jest tu ważne, bo kto niby to oceni, czy śmieci, które wyrzucamy, są cennym materiałem czy bezużytecznym odpadkiem?
Co się zmieni? Przybędzie nowa kategoria śmieci – te brązowe. Dotąd przyzwyczailiśmy się do segregacji na plastik, papier, szkło. Teraz będzie jeszcze pojemnik na odpady biodegradowalne – czyli takie kuchenne odpadki. Tak to widzi Ministerstwo:
- Że co? – krzyknął mój mąż. – Jak to? Trzeba będzie mieć cztery pojemniki? A sąsiedzi też? – zapytał przekornie.
- Sąsiedzi nie segregują – odpowiedziałam spokojnie. I zaraz dodałam – Ale oni płacą więcej za śmieci niż my.
A płacą dwa razy więcej od osoby. Nasza gmina ustaliła, że płacimy:
- 12,50 zł od osoby za miesiąc w przypadku odbioru odpadów segregowanych
- 25 zł od osoby za miesiąc w przypadku odbioru odpadów zmieszanych
Czy segregacja przynosi efekty? Nie. Poziom recyklingu jest żenująco niski. Wynosi u nas 26 proc. Średnia unijna obecnie to recykling na poziomie 44 proc. Żeby było jasne: to nie jest wina tylko mieszkańców. Nasze „posegregowane“ śmieci trafiają potem do jednej śmieciarki, ta wywozi je do wielkiego zakładu z taśmą, przy której panie wybierają tylko „cenne“ odpadki. Tak wyglądał zakład segregacji odpadów, który zwiedziłam. Kasę na jego wybudowanie dała UE. Zaleta – to miejsca pracy dla ludzi. Wada – cała reszta.
W naszej gminie zebrano ok. 7 tys. ton śmieci i niespełna 2 tys. ton odpadów segregowanych. Ale jest też dobra informacja – zebrano do tego ponad 2,3 tys. ton odpadów zielonych. Można powiedzieć, że świadomie wyrzucamy liście i trawę do oddzielnych worków. Po co więc kolejna regulacja na papierze, nowy kolorowy pojemnik i straszenie mieszkańców? Czy nie lepiej zastosować zachęty?
Złości mnie, że ministerstwo każe dostawić dodatkowy pojemnik, zamiast nakazać, by np. śmieci segregowane były odbierane z taką samą częstotliwością jak te zwykłe. Do tego brakuje pojemników, gmina nie inwestuje, a firma odbierająca śmieci każe za nie płacić. Tylko patrzeć, jak będą kolejne podwyżki opłat.