Doświadczenia zbiorowe oprócz swoich zazwyczaj tragicznych wymiarów (nie znam przykładu doświadczenia zbiorowego o charakterze uszczęśliwiającym) mają to do siebie, że pozwalają jak mało co obserwować nasze ludzkie reakcje. Nie inaczej jest i teraz.
Poddani nagle rozmaitym ograniczeniom, pozbawieni rzeczy, które nam się wydają od lat oczywiste i po prostu „nam się należą”, zderzyliśmy się ze ścianą, a raczej z lustrem, w którym możemy się dość dokładnie obejrzeć. Dla wielu z nas to przeżycie nowe, a nawet szokujące, ale nawet ci, którzy od lustra nie stronią i z grubsza wiedzą, kogo w nim widać, niekoniecznie mają siłę znosić ten obrazek w takim natężeniu.
Przed pandemią: życie pełne „pasji“
Życie przed pandemią pozwalało uciekać od niego na wiele sprytnych sposobów, a jednym z najpopularniejszych była konsumpcja –niepohamowana, powszechna, coraz tańsza, rosnąca w miarę jedzenia i w dodatku poukrywana pod różnymi ładnymi etykietkami takimi jak np. pasja, spełnianie marzeń, rozwój intelektualny (czy naprawdę wszyscy pożerający zachłannie instagramowe widoczki, wskakujący co weekend do samolotu turyści spod hasztagu #enjoylife to pasjonaci podróży? Czy biegający od jednej do drugiej wystawy modnego artysty, od teatru do teatru, od filharmonii do filharmonii to rzeczywiście koneserzy sztuki?). Konsumpcja kojarzy się źle, zwłaszcza w świetle myślenia o zrównoważonym świecie, o środowisku, o klimacie. Konsumpcja w kontekście dóbr kultury jest jeszcze trudniejsza do przełknięcia, bo wszak co może być złego w potrzebie kontaktu ze sztuką?
Dobra kultury dostępne online
Wydawałoby się, że pandemia wraz z nakazem izolacji i ograniczeniami w podróżach zabierze nam to opium, ale oto okazuje się, że jesteśmy niepoprawnymi szczęściarzami, którym zaraza przytrafiła się w czasach internetu. Już w pierwszych dniach dramatu zaczęliśmy się wymieniać linkami do rozmaitych dóbr kultury dostępnych teraz online. Za darmo!
Bezcenne archiwa i spontaniczne przedsięwzięcia prestiżowych instytucji muzycznych (transmisja z pustej Sali Berlińskiej Filharmonii to coś, co z pewnością przejdzie do historii, podobnie jak finał IX Symfonii Beethovena w wykonaniu muzyków orkiestry z Rotterdamu grających ze sobą przez skype), teatrów (polecam facebookowy festiwal Koronalia Teatralne), wirtualne wycieczki po słynnych muzeach, a nawet ogrodach botanicznych, streamingi najnowszych filmów, udostępnione zasoby ebooków, wykłady, spotkania z artystami online, koncerty domowe, czytanie książek przez pisarzy, ba, nawet pisane na bieżąco w odcinkach kryminały (Twardoch & Orbitowski). Szaleństwo.
„Istna orgia kolorów” jak zachwalał uchodźcom wystrój nieistniejących pokojów nieoceniony portier z „Niespodziewanego końca lata” Kabaretu Starszych Panów.
I to wszystko bez śladu węglowego! (choć podobno nie do końca, bo streaming też ten ślad jednak zostawia)
Orgia transmisji
A jednak już drugiego dnia tej orgii, kiedy pierwsza ekscytacja opadła, zapaliła mi się czerwona lampka. Po obejrzeniu niedostępnego wcześniej zapisu współczesnej opery, którą bardzo chciałam zobaczyć, miałam się przełączyć na transmisję koncertu, ale w tym samym czasie zaczynało się wydarzenie na facebooku z udziałem pisarza, którego cenię. Kilka rozpoczętych i porzuconych dla muzyki i obrazu książek (nareszcie jest czas na zaległe lektury! Czyżby?) szczerzyło się na oparciu kanapy. Na szafce pod telewizorem od paru miesięcy czekały na swój moment dwa filmy. Ping! – to koleżanka wysłała zaproszenie na wirtualne zwiedzanie d’Orsay… Do wieczora było jeszcze trochę czasu do w y k o r z y s t a n i a.
Ale opera, którą właśnie obejrzałam, nie chciała zniknąć mi sprzed oczu, a ja nie chciałam tego przeżycia unicestwiać następnymi. Po co zajadać ostrygi krewetkami?
Spożywanie arcydzieł
Jeden z największych pianistów w historii, Światosław Richter, mawiał, że człowiek powinien dla higieny codziennie wysłuchać choćby jednego utworu Bacha i przeczytać kilka zdań Prousta lub Manna. Miał na myśli to, że dbałość o własny umysł i ducha wymaga codziennego kontaktu z arcydziełami najwyższego lotu. Ale w czasach zarazy, która umożliwia nam wielkie żarcie, także kulturalne, warto sobie uprzytomnić, że spożywanie arcydzieł powinno się odbywać w sposób dorównujący im wyrafinowaniem. Lepiej użyć małej srebrnej łyżeczki niż chochli, a pół pomarańczy smakuje bardziej niż cała pomarańcza. Bo umiarkowanie jest tą cnotą, która przynosi najwięcej korzyści środowisku naturalnemu – także duchowemu.
I nie, nie podam Wam linków do tego sezamu – same Was znajdą.
„Doświadczenie zbiorowe o charakterze uszczęśliwiającym“: Woodstock. Wygrana ulubionej frakcji politycznej. Ogłoszenie zawieszenia broni. Mało?