- To nie jest niemieckie miasto – usłyszałam przed wyjazdem do Berlina. „Tym lepiej“ – pomyślałam. I rzeczywiście, tu nic nie wydaje się oczywiste. Zamiast kiełbasy i sznycla był wegański kebab, a obok stojaka na rowery była ładowarka do elektryków.
Zamieszkaliśmy w Kreuzbergu, dzielnicy hipsterów, artystów i imigrantów. Tu, gdzie życie na rowerze i zjadanie dań wege jest na porządku dziennym, a w knajpkach obok bizneswomen siedzą kobiety w chustach na głowie.
Czy Niemcy stają na czele wegańskiej rewolucji? – zastanawiała się jakiś czas temu amerykańska telewizja CNN. To słuszne pytanie, na które i ja szukałam odpowiedzi. Jak się okazuje, w ubiegłym roku to właśnie w Niemczech wypuszczono najwięcej na świecie dań wegańskich – 18 procent wszystkich takich produktów. Niemcy przodują w wynajdowaniu substytutów mięsa. Są tu więc dania z soi, tofu, różnego rodzaju roślin strączkowych, pasty, kotleciki i wegańskie wurst. Hipsterskie knajpki wokół parku Görlitzer serwują sporo takich dań, nieźle na tym zarabiając. Taniej można zjeść w licznych barach tureckich, gdzie kebab znalazł wiele wegańskich odmian.
Wieczory w Kreuzbergu tętnią życiem, tu na ulicach spotykają się mieszkańcy, spacerują, gadają, piją i palą. Robią zakupy i załatwiają sprawy. Spacerując tak pewnego popołudnia natknęliśmy się na kierowcę ładującego auto elektryczne. Nie mogłam powstrzymać się od zrobienia zdjęć i tak nawiązała się między nami rozmowa.
- Czy pan płaci za ładowanie? – zagaiłam.
- O nie, ja tylko sprzątam – odpowiedział kierowca.
Roześmiałam się, ale Niemiec z pewnością nie znał filmu Barei „Zmiennicy“ i mówił wszystko na serio. Wytłumaczył mi szybko, że pracuje dla dużej firmy, która uruchomiła w Berlinie carsharing elektrycznych aut.
- Jaka to firma? – zapytałam ciekawa.
- BMW.
Westchnęłam, a on z pewnością to usłyszał. Powiedziałam, że jesteśmy z Polski i pracuję w mediach, by wyjaśnić moje zainteresowanie jego pracą.
- Widziałem, że wy też macie elektryczne auto. We Wrocławiu na konferencji – chciał mnie chyba pocieszyć, ale nie do końca wiedziałam, czy mówił o projekcie Ursusa czy też może o tym z Bielsko-Białej. Tak czy siak, to dopiero prototypy elektryków.
Carsharing BMW uruchomił już w wielu krajach i miastach europejskich. Logowanie przez aplikację, opłata za rejestrację, możliwość wcześniejszego zamawiania i rezerwowania pojazdu – do wyboru BMW albo Mini, to brzmi ciekawie. Nie trzeba martwic się o ładownie, wszystko wliczone w usługę.
Rewolucja w transporcie zachodzi na naszych oczach, choć nie jest o niej tak głośno, nie rzuca się w oczy, jak rzesze rowerzystów i nie jest aż tak mocno reklamowana jak nowe modele samochodów.
Berlin otwiera nam oczy, inspiruje i daje przykład alternatywnych, ekologicznych rozwiązań. To miejsce pozytywnie nastraja.