Jadąc mostem Marii Skłodowskiej Curie zastanawiam się: czy zobaczę Wisłę? Wokół tylko ekrany. A za nimi natura, żadnych domów.
Tajemnicę ekranów wyrastających jak grzyby po deszczu zbada Najwyższa Izba Kontroli. Nawet jej raport nie sprawi jednak, że minister środowiska cofnie swoje rozporządzenie.
Nagonka na ekrany skończyła się tym, że pięć miesięcy temu minister środowiska Marcin Korolec zliberalizował normy dotyczące hałasu. Wydał nowe rozporządzenie, które sprawi że zamiast „korzystnych warunków akustycznych“, jak było dotychczas, ludzie mieszkający przy drogach będą mieli „przeciętne zagrożenie hałasem“. Kilka decybeli i jaka różnica! Wcześniej normy były ostrzejsze niż w Niemczech, teraz jest w drugą stronę – u nas 68 decybeli, tam – 65. Czy warto się cieszyć?
Oczywiście, tego nie napisano w uzasadnieniu do rozporządzenia. Zamiast tego minister zapewnia, że ekrany szpecą Polskę i teraz będzie ich mniej. Ale gdzie mniej? Firmy budujące drogi będą mogły postawić mniej tych ekranów przy osiedlach, ale nie tam, gdzie zaprotestują ekolodzy, by chronić np. ptaki.
Tytuł: „Hałas zabójczy dla drogowego biznesu“ rozzłościł mnie w poniedziałek rano, gdy czytałam Dziennik Gazetę Prawną. A dla ludzi hałas nie jest szkodliwy? – chciałabym zapytać Konika i Szczepana – autorów artykułu, moich dawnych kompanów z Rzepy. Konik ze Szczepanem obliczają, ile mostów przez Wisłę można postawić za zaoszczędzone na osiedlowych ekranach pieniądze: 2. Chłopaki, ale te mosty i tak będą obstawione ekranami! Chyba że postawimy je blisko domów, gdzie zamiast ptaków mieszkają ludzie.