Od nowego roku ruszą nowe dopłaty do zakupu domów i mieszkań. Ale lokum musi być energooszczędne, ups… Jak to zrobić, by się załapać?
Spodziewając się nowego potomka rozmyślamy właśnie nad zakupem większego mieszkania. Moment wydaje się idealny: ceny na rynku pierwotnym spadają i wybór dostępnych lokali robi się coraz większy.
Jakby tego było mało Narodowy Fundusz Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej uruchamia nowy program dla maluczkich: każdy może dostać dopłatę do zakupu energooszczędnego albo pasywnego domu czy mieszkania. Najmniejsza dopłata: 11 tys. zł, górna granica to 50 tys. zł.
Chociaż, nie będzie to premia wypłacana na konto szczęśliwego posiadacza nowego dachu nad głową, tylko jednorazowa dopłata do kredytu hipotecznego, to i tak warto się o nią starać. Zachodzę w głowę, gdzie ja znajdę takie mieszkanie? Przeglądając od kilku tygodni oferty deweloperów ani razu nie natknęłam się na reklamy energooszczędnych budynków. Najważniejsza w końcu jest cena zakupu, a że potem drogo wypadają opłaty za ogrzewanie, to już kupującego i sprzedającego mało obchodzi.
Pozostaje mieć nadzieję, że teraz deweloperzy zaczną dbać o takie szczegóły, ile energii zużywa budynek. A klienci zaczną się o to pytać. Ja tak zamierzam robić. NFOŚiGW daje w sumie 300 mln zł na program, szkoda by te pieniądze nie zostały wykorzystane.
Program ma trwać do 2018 roku ponieważ dwa lata później (2020 rok) budowanie domów o niemal zerowym zużyciu energii stanie się obowiązkiem wszystkich inwestorów na podstawie unijnej dyrektywy (2010/31/UE ).