Osobiste wybory mają niewielki wpływ na powstrzymanie zmian klimatycznych. Potrzebujemy rozwiązań globalnych, systemowych, a to oznacza, że potrzebujemy u władzy ludzi, którzy widzą problem i są gotowi podejmować działania na rzecz jego rozwiązania. Politycy są wybierani większością głosów, więc jednak wracamy do osobistego wyboru, a raczej sumy osobistych wyborów czyli do wyborów większości. A większość wciąż lekceważy ekologię. Można winić polityków, można też winić media. Tymczasem większość wybiera takich polityków i takie media, jakie chce.
Dlatego myślę, że nie da się uniknąć rozmawiania z ludźmi stanowiącymi tę większość, których jest dużo wokoło. Tylko jak rozmawiać, by mieć szansę wpłynąć na ich nastawienie, a jednocześnie nie wypalić się z poczuciem „orki na ugorze”? To są pytania, które można zadawać psychologom. Ciekawe, że na rynku jest dostępnych wiele pozycji dla rodziców na temat komunikacji z dziećmi, a przecież rozmawianie z dorosłymi wcale nie jest łatwiejsze.
Daj swój przykład
Pierwszą ważną zasadą jest ciekawość. Zainteresowanie czyimiś opiniami łącznie z tym, skąd się one wzięły. Jakie potrzeby, uczucia, jakie wcześniejsze doświadczenia na nie wpłynęły. Bo jeśli uznamy, że mamy przed sobą bezmyślnego idiotę jedzącego ogłupiającą papkę medialną, prawdopodobnie nie znajdziemy słów umożliwiających jakiekolwiek porozumienie.
Bycie sobą, dawanie przykładu i opowiadanie o własnych wyborach. Mam takie doświadczenie, że człowiek żyjący zgodnie z własnymi przekonaniami często zyskuje szacunek, nawet jeśli jest postrzegany jako dziwak. Dzięki temu można pokazać nowe opcje, wyciągnąć je na światło dzienne, wprowadzić do codziennych rozmów sąsiadów. Zaczynają one istnieć jako temat, możliwy problem, coś wartego uwagi.
Zgoda buduje, zapiekłość rujnuje
Kolejnym tropem może być unikanie w rozmowach zbyt dużych różnic. Ludzie prędzej rozważą coś, co jest choć trochę im znane i podobne do ich dotychczasowych wyborów. Np. ograniczenie jedzenia mięsa jest łatwiejsze do zaakceptowania niż weganizm, a idea stref w ogrodzie – mniej i bardziej uporządkowanych – łatwiejsza do zrozumienia niż „dzikie chaszcze” (cokolwiek to oznacza). Chodzi mi o to, że można samemu być weganinem, a jednocześnie mówić, że ograniczenie mięsa to też dobry kierunek. Choć idealnym, własnym wyborem jest właśnie weganizm.
Trzeba pamiętać o tym, że im kto bardziej obstaje przy swojej racji, tym mocniej w nią wierzy. Bombardowanie argumentami często powoduje wyszukiwanie kolejnych kontrargumentów. Dlatego bezpieczniej jest zgodzić się, że nawet szeroki pas skoszonej krótko trawy koło jezdni może poprawiać widoczność i dopiero po znalezieniu obszaru wspólnych poglądów sugerować, że dalej od jezdni można być już zadbać o bioróżnorodność.
Klimat w grupie
To wszystko brzmi prosto, ale jest piekielnie trudne. Mamy skłonność do rywalizowania z innymi (to ja mam rację, a oni to idioci) i do tworzenia grup przez wykluczanie innych.
Oczywiście wspierająca grupa ludzi myślących podobnie umożliwiająca chociażby odreagowanie, ale też snucie wspólnych planów też jest bardzo ważne. Tyle że zamykanie się w takiej grupie może nie być wystarczające.
A czy rozmowy są wystarczające? Czy ich efekty nie są zbyt małe i powolne? Pewnie są. Ale zawsze jest to coś, co można robić.